Według tego filmu łatwiej kupić furgonetkę, niż sukienkę na komunię. To ile ona kosztuje? Milion funtów? A może ja czegoś nie rozumiem?

Tak, sukienka to połowa ceny furgonetki (115 funtów "zestaw"komunijny, 260 funtów kosztowała furgonetka. A gość za jeden wieczór jako ochroniarz miał zarabiać 50 funtów.
To "dzieło" to prymitywna lewacka propaganda, mająca zohydzić chrześcijaństwo i katolików. Główny bohater wykreowany na wyjątkowo prymitywną, nieudaczną personę, podobnie jak ksiądz - sknera popijający ze spowiadanym alkohol, namawiający swą "owieczkę" do życia w kłamstwie i ucieczki od odpowiedzialności. Fakty w tym obrazie kupy się nie trzymają, podobnie jak psychologia i motywacje bohaterów. A scena końcowa to szczyt łopatologicznego przekazu, żenada. Kończę swoją przygodę z tym panem reżyserem.

"Kończę swoją przygodę z tym panem reżyserem."

A jednak nie skończyłeś, bo w niedawno ocenianych widzę "Ja, Daniel Blake", i to z dość wysoką oceną :)

Generalnie cenię gościa, ale wkurzył mnie tym kłamliwym obrazem. "...Daniel..." jest dobrym i prawdziwym filmem, więc wbrew wcześniejszej deklaracji, będę się pochylać nad jego twórczością. Pozdrawiam serdecznie.

Stara, dość zdezelowana furgonetka ("Kto nią wcześniej jeździł? Ben Hur?") z jednej strony, szyta na miarę w profesjonalnym zakładzie krawieckim sukienka komunijna, plus welon, rękawiczki, buty i kilka pomniejszych dupereli z drugiej... Jestem w stanie uwierzyć w wizję Loacha.

Na marginesie: furgonetkę kupował na raty.