Oczarował mnie. Nie sądziłem że w przedwojennym polskim kinie aż tak genialne rzeczy powstawały. Komedia romantyczna najwyższych lotów, dosyć podobna do amerykańskiego "Sklepu na rogu" z tego samego okresu. Jeśli pokuszę się o porównanie to powiem że ten polski jest o oczko lepszy; jakiś taki bardziej swojski, radosny, wesoły z właściwym dla Polaków poczuciem humoru opartym na Fredrowej farsie. Po prostu nie ma słabych momentów a to bardzo dużo.
9/10
Słabych punktów brak, dokładnie. Jest to też pierwsza obejrzana przeze mnie komedia przedwojenna, w której postacie i wydarzenia mają sens. Dotychczas widziałam stały schemat: ktoś zostaje wzięty za kogoś innego, potem facet spotyka dziewczynę, zakochują się w sobie w ciągu sekundy, perypetie, happy end; równie zabawne, co niedorzeczne :). Tutaj nieodłączne qui pro quo oczywiście jest, ale wszystko jest rozpisane i rozegrane tak, że coś takiego nawet mogłoby się zdarzyć. Zadbano o każdy szczegół fabuły, a jeśli chodzi o aktorstwo, to po prostu prawdziwa uczta. Fantastyczna główna para zakochanych: nie znałam wcześniej Zbigniewa Rakowieckiego, przesympatyczny chłopak, a Inka jaka stanowcza! Coraz bardziej wzrasta moja sympatia do tej aktorki. Zresztą wszyscy wymiatają: Sempoliński, Niemirzanka, szewcy na czele z fantastycznym Józefem Orwidem i Sielańskim jako hrabiowskim dzieckiem, pan prezes z Kicią i resztą menażerii (tj. rodziny :), hrabina Ćwiklińska, no i po prostu muszę to napisać - Władysław Grabowski jako hrabia Anatol rozpier.ala system :D. Do tego film jest nie tylko zabawny, ale niesie ze sobą fajne przesłanie - pochwałę pracy, która stanowi najlepsze lekarstwo na gnuśność arystokracji; przy okazji jest tej arystokracji (i aspirującej do niej burżuazji) wyśmienitą satyrą. Jestem zachwycona seansem - cudowny film!