Apokaliptyczna wizja von Triera.
W swym debiutanckim filmie, twórca "Idiotów" prezentuje już wysoce charakterystyczny styl, co więcej - jego wizja jest przemyślana, kompletna. Nie ma tu miejsca na żenujące wpadki dla początkujących, nie: "Element zbrodni" wzbudza podziw zarówno od strony formalnej, jak i fabularnej. Na pierwszy rzut oka, mamy tutaj do czynienia z kryminałem, Duńczyk osadza jednak intrygę w rzeczywistości rodem ze skrajnie nieprzyjemnego snu. Czy to świat po III wojnie światowej, wytwory obłąkanego umysłu? Na to jednoznacznej odpowiedzi reżyser nie udziela, ale też cały jego film z założenia jest niejednoznaczny.
Halucynacyjny, miejscami surrealistyczny, konwencja niby wzięta z tradycji noir, a jednak język oryginalny, wręcz niepowtarzalny. Wizualnie jest to po trosze upiorna polemika z biurokratycznym terrorem z "Brazil" Gilliama, więcej tutaj jednak "niesubordynacji" i brudu. Oraz wszechobecna woda. Tonące w deszczu piekło, po którym grasuje morderca dziewczynek sprzedających losy na loterię. Niepokojące, przytłaczające swą klaustrofobiczną atmosferą kino. Mocne osiem.